Przepis pochodzi z ostaniego numeru kukbuka.
Do śliwek potrzebujemy:
- 250g suszonych śliwek bez pestek (wybrałam kalifornijskie, bo nie przepadam za smakiem i aromatem naszych polskich; zbyt kojarzą mi się z kompotem z suszonych owoców)
- szklanka alkoholu (w oryginalnym przepisie jest to rum)
- 70g marcepanu (nie mogłam dostać czystego marcepanu, dlatego kupiłam taki w batoniku w czekoladzie)
- 200 g gorzkiej czekolady (chociaż zależy od Was jak słodkie lubicie ciaciki)
- 1 łyżeczka oleju roślinnego
Śliwki należy na początek zalać alkoholem. U nas na początku było to brandy.
Owoce następnie należy zostawić przykryte wysoko procentowym trunkiem przez dobę. My nie mieliśmy czasu, żeby od razu się nimi zająć, więc gdy śliwki wpiły już całe brandy, podlaliśmy je sherry, żeby mogły się jeszcze trochę pokąpać i żeby nam zbytnio nie podeschły.
Następnie owoce osuszamy na sitku z nadmiaru alkoholu a z marcepanu robimy małe kulki i wkładamy do środka śliwek. Jak się okazało ja nie mam zbytniej wprawy w znajdywaniu dziurek w śliwkach i wkładałam marcepan do czegoś, co dziurką nie było. Dzięki Bogu Tomek przejął inicjatywę i wkładał marcepan do odpowiedniej dziurki :)
Na piecu rozpuszczamy czekoladę wraz z łyżeczką oleju roślinnego w kąpieli wodnej; po czym każdą śliwkę zanurzamy w czekoladzie (za pomocą wykałaczki bądź patyczka do szaszłyków) i odkładamy do zastygnięcia.
Voila!